Wykonanie
Na wstępie przyznaję się od razu, że prawdziwego Boeuf Stroganowa nie robiłam nigdy.To znaczy robiłam danie
mięsne a'la Stroganow/Strogonow ale nie z
polędwicy wołowej, tylko delikatniejszą wersję z
szynki.Tak, wiem, profanacja oryginalnego przepisu ale dziś bardziej nie do pomyślenia jest dla mnie jedzenie
mięsa w ogóle, w imię tradycji...No więc właśnie taki już lekko zmieniony Strogonow był jednym z pierwszych zweganizowanych przeze mnie dań imprezowych i nie mam pojęcia,
czemu do dziś nie pojawił się jeszcze na blogu.Jako że pokazałam dzisiaj zdjęcia ostatniego "Strogonowa" na fb i kilka osób poprosiło mnie o przepis, jest okazja, żeby przekazać Wam wreszcie moją vegan-wersję tego dania.Po pierwsze - zamiast
mięsa używam kotletów
sojowych . Ale absolutnie nie żadnych kostek czy granulatów! ponieważ oryginalny Strogonow to
polędwica krojona w długie i wąskie paski, a więc kupuję normalne kotlety
sojowe, gotuję je chwilkę w osolonej wodzie i kiedy zmiękną na tyle, że można je kroić, odsączam je dobrze i kroję w paski właśnie.Po drugie - wiele osób uważa, że kotletów
sojowych nie da się zrobić tak, żeby wyglądały i smakowały prawie jak
mięso. Otóż da się :) Pokazywałam w tym przepisie, jak zrobić
sojowe "tekturki", żeby imitowały
mięso, miękkie i soczyste, no i ciemne.W podobny sposób robię każdy gulasz
sojowy, przy czym jak napisałam wyżej, najpierw podgotowuję tekturki, żeby zmiękły,
potem odsączam je dobrze i kroję w paski, a
potem, trochę inaczej niż
steki, wrzucam paski do dużego garnka, sypię wszystkie
przyprawy i dodaję trochę
oleju, żeby lepiej się rozprowadziły, mieszam wszystko bardzo dokładnie i w końcu przekładam na SUCHĄ patelnię, żeby jeszcze odparowała reszta
wody ze środka, ustawiam na małym ogniu i na początku tylko często mieszam. Po pewnym czasie "
mięso" zaczyna się rumienić, i kiedy jest już dobrze rumiane z każdej strony, dodaję jeszcze trochę
oleju, trochę podsmażam i w końcu podlewam
wodą, przykrywam ale zostawiam pokrywkę lekko uchyloną i zostawiam patelnię na małym ogniu jak najdłużej. Kiedy cała
woda już zniknie, znowu dolewam szklankę i tak ze 2-3
razy, aż gulasz jest naprawdę mięciutki i soczysty, a przy tym fajnie zmienia kolor na coraz ciemniejszy.
Ważne, żeby nie dodawać cały czas tłuszczu, bo
soja strasznie go wciąga i
potem jedzenie jest po prostu ciężkie, lepiej pozwolić kawałkom trochę przypiec się na patelni a
potem podlewać
wodą.Uff... To jedna z niewielu potraw u mnie, które wymagają wyjątkowo więcej czasu ale za to efekt jest wart przygotowań na pewno i okazyjnie można się poświęcić ;)Jeśli chodzi o moje
przyprawy do "Strogonowa":-
słodka papryka w proszku, sypnąć od
serca,-
pieprz - najpierw płaska łyżeczka, ewentualnie
potem można dodać więcej w razie potrzeby, natomiast
pieprz będzie jeszcze przy pieczarkach,-
sól - najpierw też płaska łyżeczka, bo lepiej dosolić, niż
mieć za słone.I teraz tak, "
mięso" robi się swoją
drogą, a osobno przygotowuję
pieczarki.Na innej patelni rozgrzewam łyżkę
oleju, wrzucam na niego pokrojoną w piórka
cebulę, posypuję ją łyżeczką
pieprzu, mieszam dobrze i na taką
cebulę dorzucam na bieżąco krojone w plasterki
pieczarki,
solę i podsmażam tyle, ile trzeba, żeby
pieczarki zrumieniły się i lekko ściemniały ale nie zmniejszyły za bardzo swojej objętości.No i jeszcze
papryka i
ogórki. Właściwie ile kuchni, tyle wersji Strogonowa, z
papryką albo bez, z
ogórkami kiszonymi albo konserwowymi, z sosem
śmietanowym albo
pomidorowym...Ja robię z
ogórkami konserwowymi, pokrojonymi, jak wszystko, w paseczki oraz z
papryką czerwoną również pokrojoną w paski ale uwaga! na razie tylko kroję wszystko i zostawiam na desce.
Kiedy wszystko jest już gotowe, biorę duży garnek i przekładam do niego gulasz z jednej patelni,
pieczarki z
cebulką z drugiej patelni, dorzucam pokrojone
ogórki i
papryki, dokładam 2 duże łyżki
musztardy sarepskiej i 2 duże łyżki
śmietany (tym razem dodałam
czosnkowego dipu
słonecznikowego, który został mi w lodówce z poprzedniego dnia ale może to być
śmietana owsiana, sojowa czy nawet bez
śmietany całkiem), wyciskam sok z połówki
cytryny, dolewam szklankę
wody, sprawdzam, czy nie trzeba dodać
pieprzu albo
soli, mieszam wszystko bardzo dokładnie i całość podgrzewam DOPIERO PRZED PODANIEM.Dzięki temu
ogórki nie zmieniają się w miękkie flaki ale pozostają lekko chrupiące, z
papryki nie zaczyna odchodzić skórka, co jest dla mnie wyjątkowo ważne, no a smak całości rewelka, a już zwłaszcza następnego dnia prosto z lodówki ;)Jeśli zostanie coś spokojnie można dojadać następnego dnia, np. z
ziemniakami albo kluskami, albo na kolacyjnej pizzy - wymieszany z
sosem pomidorowym smakuje wybornie :))Przepis na kluski śląskie tutaj: http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2015/11/kurkuma-pieprz-dlaczego-razem-kluski-z.htmlPrzepis na pizzę doskonałą tutaj: http://wszystkojestwglowie.blogspot.com/2015/01/weganska-domowa-pizzacalzone-drozdzowe.htmlNo a przepis na vegan-strogonowa macie już w całości, więc życzę Wam smacznego i do następnego razu!